sobota, 9 maja 2015

Mr. steal your girl

GRANT WARD
28 lat
szef Vanilli Unicorn

28-latkowie mają cel w życiu. 28-latkowie nie piją dużo alkoholu, zaczynają myśleć o dzieciach, krzesłach na werandzie i odpowiedzialności. 28-latkowie mają świadomość, że spędzili na tym świecie już dwadzieścia osiem gównianych lat i chcą, by następne dwadzieścia osiem lat było trochę mniej gówniane. 28-latkowie to ludzie, którzy mają coś w głowie. A przynajmniej powinni.
Grant ma 28 lat. Widzi, jak jego otoczenie się zmienia. Dawni znajomi dawno się pożenili, dziś mają dzieci i duży kominek, nad którym podczas świąt wiszą skarpety z prezentami dla dzieci. Czasem im wszystkim zazdrości. Jakby mieli coś, czego on nie rozumiał. Potrafili delektować się życiem, a on nie. Ciągle było mu mało; kobiet, pieniędzy, alkoholu, zwycięstw. Gdy inni cieszyli się ze swoich małych wygranych, on leżał upity w trupa na barze, gdy w domu pod naporem medali i pucharów uginały się półki, a Virginia, jego narzeczona zalewała się łzami, zastanawiając się, w którym barze jest tym razem. Z czasem przez grubą powłokę obojętności przestały przebijać się jakiekolwiek emocje. Wrzucając ciało swojego ojca do wody zastanawiał się, co czuł, gdy okładał go w dzieciństwie pięściami. Obojętność, jak on teraz? A może nic nie czuł?
Podobno nie zawsze był takim skurwielem. Ale kto wie.

38 komentarzy:

  1. Pracowała tu od sześciu lat. Sześć lat rozłąki z rodziną. Sześć lat to bardzo dużo. Tyle minęło. Taki miała staż pracy. Sześć lat. Sześć lat zmarnowanych marzeń. Sześć. Chyba zacznie nienawidzić szóstek. A potem siódemek. Ósemek... I tak dalej. O ile jeszcze będzie na tym świecie. Albo tu. Albo tam. Nie wie.
    Zawsze dopadały ją takie myśli gdy czekała przed gabinetem swojego szefa. Szefa który nie wiadomo czemu wezwał ją do siebie. A to nie mogło wróżyć niczego dobrego. Jednak zamiast myśleć o tym co mogła potencjalnie zrobić źle ona myślała o liczbach. Statystykach. O tym co było. I co może się stać. Było to dość niepoważne.
    W końcu mogła wejść. Nie miała skruszonej miny. Nie miała żadnej miny. Tylko maskę obojętności. Patrzyła prosto na swojego szefa. Była mu wdzięczna bo miała za co. On ją przyjął gdy ona nie miała żadnego doświadczenia. Może to wszystko zdziałała jej buźka aniołka? Albo ten dziwaczny polski akcent. A może po prostu chciał dać jej szansę? Nie wiedziała. Nie pytała.
    Pracowała dla niego. Na początku zaliczała wpadki jak każdy jednak szybko się uczyła i stała się pracownicą na medal.
    - Przejdźmy do rzeczy. - Margaret wbrew pozorom nie lubiła owijać w bawełnę. - Czemu jestem wzywana. Co się stało? - spytała prosto. Patrząc mu w oczy. Mógł się czuć niezręcznie. Ona była tak nauczona że jak się z kimś rozmawia to patrzy się prosto w oczy nie w sufit czy w podłogę.

    [Marne wiem. Jednak masz coś na początek ;3]

    Margaret

    OdpowiedzUsuń
  2. [ Cieszę się, że Skylar spełniła oczekiwania. :) Wszystko jednak zleży jak dokładnie widzisz relacje Grant-Sky... Chętnie poznam propozycje. ]

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie usiadła. Stała. I krzywiła się na jego słowa. Jasne. Każdy myślał że właśnie dzięki zachowywaniu się jak dziwka i tej pięknej twarzy głupia blondyneczka dostała tą pracę. Nawet ten oto jej obecny szef który dobrze wiedział że tak nie było. Teraz przez nerwy krzywdził jej małe serduszko tymi obrzydliwymi oszczerstwami.
    - A i nie zapomnij dodać do tego że jestem blondynką a to przecież zobowiązuje do głupoty. - założyła ręce na piersi w obronnej pozie. To wszystko nie było jej winą. I ona nie przypominała sobie takiej sytuacji. Ktoś się pomylił to była pomyłka. Margaret zamierzała to wszystko rozwiązać.
    - Proszę o personalia klienta który to zrobił oraz o personalia pracownicy która wtedy była z nim. Nie przypominam sobie takiej sytuacji. Ja zawsze sprawdzam każdego. - próbowała bez zbędnej wyniosłości tłumaczyć mu. Złość wszystko psuła.
    - Proszę się uspokoić. Proszę mnie nie obrażać. To że na co dzień obcujesz z dziwkami nie znaczy że każda kobieta to robi. Przypominam. To było bardzo nie ładne. I od czego jest ochrona ? Nikomu nic się nie stało. Jeśli będziesz taki łaskawy i dasz mi to o co grzecznie poprosiłam sprawa szybko i bez nerwów się rozwiążę. Jestem pewna że zaszła jakaś pomyłka. - Musiała być opanowana. Ktoś musiał być. Jak nie on to ona. Przecież nie zacznie się wydzierać na szefa. To by skutkowało szybką utratą pracy. A na to nie mogła sobie pozwolić. Gdzie indziej znalazła by pracę ze swoim wykształceniem? Lub też jego brakiem.

    Margaret

    OdpowiedzUsuń
  4. - Ojoj. Proszę się nie czepiać mojej narodowości. Uważam to za przegięcie. - próbowała być spokojna. Musiała zamknąć oczy i zaczerpnąć powietrza. Nie lubiła gdy ktoś żartował, obrażał albo cokolwiek z faktu że jest Polką. To wcale nie czyniło jej gorszej. Musiała się więc bardzo postarać by nie krzyczeć na swojego szefa. Bardzo postarać.
    - Nie ma pan prawa mnie obrażać. Poza tym to wszystko zależy od chęci. Zgodnie z kodeksem pracy i umową o pracę mam prawo do przerwy w ciągu dnia. Przerwa ta trwa piętnaście minut. Niezbyt dużo ale wystarczająco. Stawiam tabliczkę zaraz wracam i załatwiam swoje sprawy. W między czasie na straży stoi ochroniarz. Są kamery. Nie oglądał ich pan? Faktycznie tuż przed moją przerwą przyszedł jakiś klient. Sprawdziłam go. Nie miał dwudziestu jeden lat. Wyprosiłam go. Poczekałam aż wyszedł i dopiero wtedy zeszłam ze stanowiska. Nie mam sobie nic do zarzucenia. Powinien pan sprawdzić monitoring z recepcji zanim zacznie pan zwalać całą winę na mnie. - była chłodna. Musiała być. Nie mogła stracić pracy. Musiała pokazać że jest ponad to. Ponad jego oskarżenia. Ponad wszystko. Nie miał prawa. A ona swoje prawa i obowiązki pracownika dobrze znała. Tak jak i swoją umowę.
    - Ale co ja tam wiem jestem tylko głupiutką kózką. - przewróciła oczyma.

    Margaret

    OdpowiedzUsuń
  5. - Dobrze że pan nie jest. I tylko przez wątpliwy szacunek nie trzasnę drzwiami. Nie pozwolę sobie na takie traktowanie. Dobrze pan wie że to ja mam rację ale pana głupia duma nie chce się do tego przyznać. - prychnęła rozjuszona po czym wyszła z gabinetu. Nie trzasnęła drzwiami. Miała coś na wzór szacunku. Ten pacan nawet nie wziął pod uwagę kamer. Pff. Ale ona już miała plan.

    Następnego dnia użyła swoich zgrabnych palców i pary kluczy by wykupić sobie rację. Potem udała się wprost do jego gabinetu i postawiła przed zdziwonym pracodawcą laptopa.
    - Zanim zaczniesz mówić przetoczę twoje słowa. "Ten biznes jest wyjęty z pod prawa" dlatego niech nie zdziwi cię to co poczyniłam. Jesteś zdolny do tego by sam wcisnąć start czy mam to zrobić za ciebie? - powiedziała bez zbędnego szacunku. Teoretycznie już tutaj nie pracowała.
    Była z siebie dumna. I choćby miała przywiązać tego pacana do krzesła to zrobi to byle obejrzał te jebane nagranie z kamer z recepcji. Oczywiście że miała racje. Pff. On jeszcze w to wątpił. Głupi mężczyzna.

    Margaret

    OdpowiedzUsuń
  6. [Dokładnie tak to sobie wyobrażałam, by Grant o tym nie wiedział ^^. Może wątek?]

    Marie

    OdpowiedzUsuń
  7. [O tak, zacznij wątek :)]

    OdpowiedzUsuń
  8. [ Za to Skylar z kolei nie znosi dupków, którzy się panoszą. Trafiła do VU jeszcze za czasów ojca Granta, więc pewnie nie znają się zbyt dobrze. Dziewczyna zmiany szefostwa też pewnie nie przyjęła zbyt dobrze, ale mimo to może pomagała mu na początku ogarnąć cały ten burdel (dosłownie i w przenośni). W końcu siedem lat stażu to całkiem sporo. :) Potem właśnie wyszło coś w stylu, że Grant zaczął być po prostu zwykłym dupkiem dla niej; traktować ją jak zwykłą, podrzędną dziwkę i w międzyczasie Sky uwiodła jego żonę... Uważa, że nie powinien się czepiać skoro sam nie jest jej wierny. Pomysłu na wątek też w sumie nie mam aktualnie. Może jakiś klient z sektora V pobił Skylar za mocno mimo jej protestów? Ona w rewanżu oczywiście połamałaby mu nos (nie byłaby sobą gdyby czegoś nie zrobiła), ale trzeba ją było i tak zabrać do szpitala i trafiło na Warda? Tam w międzyczasie zdradzi mu, że chce niedługo zrezygnować z takich zabaw, tylko czeka do uzbierania odpowiedniej sumy na pewien "tajemniczy" projekt. Co Ty na to? W razie czego od razu proszę najpierw o odpowiedź, a później ogarniemy kto zacznie, bo mam fajny pomysł jak kto skleić... ;) ]

    OdpowiedzUsuń
  9. Czuła triumf. Czuła dumę. Wygrała. Chciała tańczyć i skakać. Jednak oczywiście padło coś na co czekała. Zagrywka seksualna. Super. No nie ma jak być traktowaną przedmiotowo. Zagryzła wargę. Nie mogła sobie pozwolić na coś takiego.
    - Wypraszam sobie. Chce wrócić na moje stanowisko. - oburzyła się - Poza tym chyba kogoś pan ma. A pracownic od rzeczonych spraw również jest wystarczająco wiele. Nie będę dla pana robić nic co jest sprzeczne z moim sumieniem. A to że jestem blondynką nie upoważnia pana do bycia nadętym kutafonem. Mam wiele pracy.Klienci z pewnością czuli się beze mnie skołowani. Proszę sobie molestować seksualnie kogoś innego. Nie mnie. A i żądam przeprosin za przedmiotowe traktowanie. - obruszyła się i przybrała wojenną pozę.

    Margaret

    OdpowiedzUsuń
  10. Maria przywykła do stanu rzeczy w jakim się znalazła. Wiedziała, że nie czeka na nią inny los. Gdyby, wtedy nie dała się mu omotać może nie trafiłaby do tego miejsca. Zdecydowanie była zbyt naiwna. Podczas stosunku z klientami czekała tylko na koniec, nie wyrażała żadnych emocji, lecz starała się, by dany klient był zadowolony. Wiedziała też, że nie może wyjawić nikomu prawdy, nawet samemu szefowi, wtedy Steven zatłukłby ją na śmierć.
    Po pracy nadal nie ma spokoju, zaspokaja również kolegów swojego oprawcy. Stała się prawie maszyną pozbawioną jakichkolwiek uczuć i barier. Nie raz dostaje za nic od Stevena. Obkłada ją, gdy tylko ma na to ochotę.
    Musiała przyznać, że zestresowała się odrobine w momencie, gdy Grant zaprosił ją do swojego gabinetu. Bała się, że czegoś powoli się domyśla. Usiadła powoli na fotelu, który wskazał jej mężczyzna uważając przy tym, by nie urazić się w krwistego siniaka jaki sprezentował jej dziś rano Stev. - Nie , nie dziękuję - wydukała cicho i przeczesała palcami długie kosmyki swoich włosów. Włożyła dłonie między kolana i splotła jej ze sobą, by ukryć to, jak bardzo się trzęsą.

    OdpowiedzUsuń
  11. [Dziękuje bardzo. Jeżeli jest/będzie jakakolwiek ochota na wątek, zapraszam.]

    Becca

    OdpowiedzUsuń
  12. Zagryzła nerwowo dolną wargę, a jednak się czegoś domyślał. Cholera, przecież jak Steven się o tym dowie to obwini ją, za to i nawet nie chce wiedzieć jak mocno się jej oberwie albo znowu ją zamknie w pokoju i nie wypuści przez kilkanaście godzin, nawet nie zadba o to, by dziewczyna dostała coś do jedzenia. Maria zawsze wywijała się od badań kontrolnych, nie chciała, by wszystko wyszło na jaw, zawsze wciskała jakiś kit lub dawała podrobiony kwit.
    - Doceniam twoje chęci i jestem ci bardzo wiedzięczna, ale wszystko jest okej i nie potrzebuje pomocy - wydukała starjąc się, by ton jej głosu brzmiał wiarygodnie. Gdyby tylko dała Grantowi jakąś podpowiedź, gdzie masz szukać może coś...Maria jak najszybciej odgoniła od siebie te myśli, zbyt dużo ryzyko. - Chyba nie po to mnie tu wezwałeś, prawda? - zapytała niepewnie przenosząc wzrok na mężczyznę.

    OdpowiedzUsuń
  13. Spojrzała na niego wyraźnie zaskoczona, gdy kazał się jej rozebrać. Czuła się zakłopotana, ale tym razem nie mogła się wymigać. Musiała to zrobić nawet jeśli po powrocie do domu miałaby już nie wrócić jutro do pracy. Nie chciała znowu oberwać od Stevena, była już tak poobijana, że zwykłe szturchnięcie sprawiało jej ból.
    Po chwili niepewnie wstała z fotela i zdjęła z siebie marynarkę. Jej oczy nie wyrażały nawet najmniejszych emocji zaś serce waliło jej jak oszalałe. Dobrała się do zapięcia swojej sukienki, która również wylądowała na fotelu. Została w samej koronkowej bieliźnie, seksownych pończochach i wysokich szpilkach. Jej dość ponętne, kobiece ciało obdarowane milionem sinaków po raz pierwszy ujżało światło dzienne. Bała się, tak cholernie się bała. Nie odważyła się zdjąć z siebie reszty i tak już było wiele widać, by wyciągnąć z tego wnioski, że dziewczyna żyje w ogromnym niebezpieczeństwie. Dopiero po tych kilku minutach ośmieliła się twardo spojrzeć Grantowi w oczy.

    OdpowiedzUsuń
  14. [ "W razie czego od razu proszę najpierw o odpowiedź, a później ogarniemy kto zacznie, bo mam fajny pomysł jak kto skleić... ;)" - prosiłam przecież ładnie, bo chciałam zacząć :( ]

    OdpowiedzUsuń
  15. - Sam powiedziałeś że to biznes wyjęty z pod prawa. A ja nie robiłam nic innego jak tylko postępowałam wedle twoich słów. Wywnioskowałam że aby udowodnić nadętemu kutafonowi swoją rację również muszę zagrać nieczysto. - uśmiechnęła się. - Ja nie wiem jak to się stało że jeszcze masz kogoś gdy tak maltretujesz seksualnie mnie i pewnie inne pracownice. Jednak pamiętaj ja tu tylko na recepcji robię a nie za prostytutkę. - odkryła dobitnie i podparła się rękami pod boki. To co on sugerował i robił było niemoralne i gardziła nim. Jak można było być takim chamem ? Jasne. Już wcześniej zdarzały jej się niemoralne propozycje. Nawet czasami zastanawiała się czy by się jakoś nie oszpecić. Paradoskalnie nadal nikogo nie miała.
    Wpadła na szalony pomysł.
    - Póki co? Czyli mam oczekiwać takiej propozycji? Hm dobre sobie. - podeszła i zgarnęła jego w połowie opróżnioną szklankę z whisky. Pociągnęła sporego łyka prawie ją opróżniając. Oblizała usta i sama mrugnęła do niego oczkiem.
    - Co jak co. Ale alkohole to wy macie tutaj słabe. Tak samo jak mężczyzn. - spojrzała sugestywnie na niego i nawet pozwoliła zagaić spojrzeniem na jego krocze. Podważała jego męskość. A robiła to bo uświadomiła sobie że ma asa w rękawie. Nawet parę asów.

    Margaret

    OdpowiedzUsuń
  16. Może to właśnie była jej szansa? Musiała z tego skorzystać i uratować się, gdy była taka okazja lub dobić sobie kolejny gwóźdź do trumny. Objęła się ramionami nie odwracając wzroku od Granta.
    - Nie - szepnęła lekko drżącym głosem, po czym powoli się ubrała. Nie mogła znieść jego wzroku na swoim zmasakrowanym ciele. Wzięła głęboki wdech, gdy zapięła osatni guzik od swojej marynarki i spojrzała na zegarek znajdujący się na jej nadgarstku. - Wybacz, ale czy mogłabym już sobie iść? Mój narzeczony już na mnie czeka - wydukała nawet nie wiedząc, że w momencie wypowiedzenia słowo narzeczony ponownie zadrżał jej głos. Tak cholernie bała się wracać do domu. Steven z pewnością się już dowiedział o tym, że wezwali ją do szefa.

    OdpowiedzUsuń
  17. -Nie, nie. Grant zostań tutaj, proszę cię - wydukała z błaganiem i strachem w oczach. - On mnie zabije za to, że ty wiesz. Znowu mnie skatuje, a potem zadzwoni, że jestem chora i przez tydzień nie przyjdę do pracy bo nie będę mogła ruszyć najmniejszym palcem. Jeśli on tego nie zrobi to jego kumple, a potem zarżną mnie tak, że zapomnę jak się nazywam - dodała nim ugryzła się w język. - Proszę cię, pogorszysz sytuację i tak ci za dużo powiedziałam, nie powinnam tego robić - jęknęła starając się, by łzy gromadzące się w jej oczach nie spłynęły jej po policzkach.
    Wyjrzała przez okno i zagryzła nerwowo dolną wargę. Steven stał pod budynkiem w towarzystwie dwóch innych mężczyzn. Ułożyła dłoń na swoim brzuchu. - Muszę iść - szepnęła i wyszła z jego gabinetu.
    Na zewnątrz Steven objął ją opiekuńczo ramieniem, by nie wzbudzić podejrzeń, lecz po wejściu do auta zarobiła siarczysty cios w twarz, krzyknęła i zwinęła się z bólu na siedzeniu.

    OdpowiedzUsuń
  18. W domu oberwało się jej dość mocno i tak jak mówiła koledzy Stevena zerżnęli ją tak, że, ledwo mogła siedzieć. Musiała stąd uciec miała dość takiego traktowania, wiec w środku nocy uciekła przez okienko w łazience, na które jej narzeczony zapomniał nałożyć zabezpieczenie. Było dość wysoko, ale skoczyła na kontener, z którego się sturlała i narobiła jeszcze więcej siniaków. Szła przed siebie, ulice były puste, Była ubrana jedynie w kremową sukienkę ubrudzoną jej krwią oraz beżowe rajstopy, po, których spływała krew aż do samych kostek, przesadzili, nie znali dziś umiaru, długimi godzinami wykorzystywali ją aż zemdlała, teraz są tego efekty. Nawet nie miała z czego zadzwonić, nie miała dokąd iść, Steven ją znajdzie.
    Mijając ulice dotarła do budki telefonicznej, znalazła trochę drobnych w kieszonce na piersi, więc zadzwoniła pod numer, który podał jej Grant. - G...Grant? Przyjedź po mnie...proszę. Jestem na skrzyżowaniu niedaleko tej nowej restauracji... - nie była pewna czy ją usłyszał, bo coś przerwało połączenie. Opadła na kolana, nie miała już na nic siły, chciała umrzeć i zakończyć ten koszmar.

    OdpowiedzUsuń
  19. Maria odetchnęła z ulgą, gdy znalazła się w przyjemnym aucie. - Czuje się tak jak wyglądam, czyli więcej niż okropnie - szepnęła spod pół przymkniętych powieki. - Nie, nie szpital. Tam pracuje brat i kuzyn Stevena, doniosą mu, że tam jestem... - dodała równie cicho co wcześniej. Zamknęła oczy, lecz niestety nie mogła zasnąć. Zbyt wiele emocji ją wypełniało.
    - Przepraszam za wszystko...boję się, że ci coś zrobi lub komuś z twoich bliskich za to, że mi pomagasz. Nie chcę, by komukolwiek się coś stało - wyznała i przekręciła głowę na bok, by móc na niego spojrzeć. Obraz był rozmazany, lecz jednak coś dostrzegała. Była mu wdzięczna za to co robił, tak cholernie wdzięczna. - Znacznie lepiej ci w takiej wersji - dodała mając na myśli jego ubiór, by rozładować napięcie.

    OdpowiedzUsuń
  20. Wystrój domu zrobił na dziewczynie pozytywne wrażenie, było tutaj tak ciepło i przyjemnie.
    Bez protestów dała się mu opatrzyć, a gdy zadał jej pytanie zamilkła na moment. - Jakieś trzy lata - zaczęła. - Początek naszego związku był jak z bajki potem zaczęło się piekło. Niektóre kości miałam złamane po dziesięć razy... - mruknęła cicho. - Nawet ojciec Stevena zrobił sobie ze mnie seks zabawkę, raz byłam w ciąży to jakiś totalny amator pozbył się go w bestialski sposób. - spojrzała na mężczyzne. - Wybacz, znowu powiedziałam zbyt dużo. Jak coś to mi powiedz, że gadam za dużo i mam sie zamknąć - westchnęła i odruchowo drobną dłonią złapała Granta za rękę, gdy usłyszała jakiś dźwięk dochodzący z zewnątrz.

    OdpowiedzUsuń
  21. Kiedy wreszcie ochroniarze odciągnęli od niej klienta, odetchnęła głęboko z ulgą. Machinalnie zapięła stanik, który zwisał swobodnie na jej ramionach i rozejrzała się. Nie rozpoznawała barczystego chłopaka, który właśnie sadzał na krześle szarpiącego się klienta. Krew spływała mu ze złamanego nosa, kiedy wył z bólu i posyłał ją do diabła podczas, gdy jeden z ochroniarzy wykręcał mu rękę. Drugi pochylał się nad nią wyraźnie zaniepokojony, machając jej dłonią przed twarzą.
    - Nic Ci nie jest? - zapytał, pomagając jej podnieść się do siadu.
    - A jak... - urwała, kiedy usłyszała swój zachrypnięty głos, a gardło ścisnęło się boleśnie. Uniosła dłoń do szyi i skrzywiła się wyraźnie, kiedy nawet lekki dotyk zabolał. Klient dusił ją wystarczająco długo, żeby zniszczyć jej gardło.
    - A jak wyglądam? - wykrztusiła pomimo wszystko.
    - Niezbyt dobrze...
    - To nie zadawaj głupich pytań - syknęła i odtrąciła dłoń ochroniarza, kiedy ten spróbował pomóc jej się podnieść.
    Naprawdę, czasami głupota tych dzieciaków ją zadziwiała. Wstała o własnych siłach i natychmiast się skrzywiła. Przyłożyła dłoń do lewego boku i zaklęła siarczyście w obcym języku. Ten drań prawdopodobnie złamał jej żebro, kiedy postanowił zrobić sobie z niej leżankę. Po prostu świetnie.
    Skylar wyprostowała się powoli i jakoś zapięła spodnie. Rozejrzała się za bluzką, ale ostatecznie stwierdziła, że i tak nie da rady jej na siebie wciągnąć, a nie zamierzała prosić nikogo o pomoc. Tak więc po prostu ruszyła w stronę drzwi. Po współczujących spojrzeniach ochroniarzy domyśliła się, że z jej twarzą też nie jest najlepiej. Z metalicznego posmaku na ustach wywnioskowała, że jest zakrwawiona.
    - Idę do Granta, przypilnujcie go - wymamrotała niewyraźnie, a następnie boso i bez koszulki wymaszerowała z pokoju.
    Nie przejmowała się, że mogła kogokolwiek po drodze mijać. Liczyło się tylko to, żeby trafić do odpowiedniego gabinetu. Sprawę trzeba było zgłosić, niestety. Zatrzymała się przed znajomymi drzwiami i westchnęła cicho. Adrenalina znikała powoli z jej żył i ból był coraz dotkliwszy, więc nie czekając dłużej zapukała, a następnie weszła do pomieszczenia.
    - Ward, chyba mamy problem... - oznajmiła słabo na wstępnie i zamknęła drzwi.
    Następnie oparła się o drewno i przymknęła zmęczone oczy. Konwersacja z tym człowiekiem przyprawiła ją o ból głowy już na samym początku. Podeszła chwiejnie do biurka i oparła się o nie dwoma rękoma. Przełknęła ślinę i uśmiechnęła się pod nosem.
    - Mam nadzieję, że ci nie przeszkadzam, bo chyba zaraz zemdleję - mruknęła, nie szczędząc sobie nuty rozbawienia z tego powodu.
    No tak, po raz kolejny mogła uprzykrzyć mu życie.

    OdpowiedzUsuń
  22. - Tak jesteś słaby. Jak ten alkohol. - spojrzała na niego znacząco. - Jeśli mnie zwolnisz to będę wiedzieć że jesteś słaby jeszcze bardziej. Boisz się to zwalczasz bo masz władze. Pff. Też mi mężczyzna. Na mojej wsi nie przetrwał byś dnia. Ja nie wiem. Same kutafony i ciepłe kluchy w tej Ameryce a miało być tak pięknie. - wzniosła oczy u sufitowi. Miło było tak kogoś po prowokować. - Lubisz gry ? - postanowiła dojść innym sposobem do tego co jej się należało. - Jeśli tak to zagrajmy w jedną. Kto więcej wypije. Jeśli wygram przeprosisz mnie. Jeśli przegram zrobię co będziesz chciał a jeśli będzie remis to wymyśli się coś innego na dogrywkę. Co ty na to szefuniu? - cmoknęła i tknęła go swoim palcem w jego pierś. To wydawało jej się uczciwym rozwiązaniem.
    - To dobre zasady. Zgódź się. Nic ci nie szkodzi. I wilk syty i owca cała. - jej oczy zaszkliły się złowieszczo. Czekała tylko aż wpadnie w jej sieć. Niczym mucha i bezradnie zacznie się w niej miotać.

    Margaret

    OdpowiedzUsuń
  23. Spięła się, gdy powiedział jej, by podała mu adres Stevena. - Ja...nie wiem czy to dobry pomysł - szepnęła pozwalając, by blond kosmyki włosów opadły jej na twarz. - Zawsze jest z bandą swoich napakowanych kolegów. Co jeśli się tobie coś stanie? I tak ryzykujesz tym, że przywiozłeś mnie do siebie. On zawsze znajdzie mnie wszędzie i zemści się na tych co ośmieli się mi pomóc - dodała i przymknęła powieki. Syknęła cicho, gdy zapiekły ją obdarte nadgarstki. - Nie, zostanę na tym stanowisku co jestem, jestem tego pewna. Przywykłam do tego.

    OdpowiedzUsuń
  24. [może wątek ? :)
    przyjemna i obiecująca karta ... ]
    Jane

    OdpowiedzUsuń
  25. Dobry wieczór! Dziękuję za powitane i cieszę się, że postać w jakimś stopniu Cię zaintrygowała. Mam nadzieję, że ktoś przejmie jej faceta, bo wtedy postać Cassie zdecydowanie nabierze więcej kolorów. Póki co muszę go jeszcze dopracować i dodać do Wolnych. :)
    Na wątek się piszę, oczywiście. Wolałabyś, aby ich relacja była raczej pozytywna, czy też nie? Jeśli tak, to mogliby od czasu do czasu przesiadywać w jego biurze, gdzie on nie odmawiałby sobie flirtu i starałby się zaciągnąć ją do łóżka. Ona by mu się opierała, mając już zdecydowanie zbyt dużo na swoim sumieniu, lecz do końca nie byłaby w stanie odmówić własnemu szefowi. A jeśli nie i ich relacja miałaby być wroga, to możemy założyć, że chce zredukować jedno stanowisko księgowej, bo dwie są mu w zupełności niepotrzebne. Będzie się starał coś na nią wynaleźć, dodatkowo docinając jej i denerwując przy każdej możliwej okazji, a ona będzie się starała znosić to ze stoickim spokojem. W pewnym momencie nie wytrzyma, dojdzie pomiędzy nimi do kłótni, ale Grant i tak jej nie zwolni bo będzie wiedział, że sumiennie wykonuje swoją robotę.


    CASSIDY BOIS

    OdpowiedzUsuń
  26. Uśmiechnęła się wesoło.
    - Głupia blondyneczka jeden szefunio zero. - cmoknęła i otrzepała swoją ołówkową spódnice z niewidzialnego kurzu. - Brawo. Ktoś w końcu przypomniał sobie o swojej kobiecie. Jestem ciekawa czy jest jej przyjemnie wiedząc że jej ukochany grzmoci na lewo i prawo swoje pracownice. Już nic nie mówię. Już zmykam. - Nie chciała przecież oberwać jakimś twardym przedmiotem wprost w tą swoją blond główkę. I tak już na zbyt wiele sobie pozwoliła. Ale to wszystko jego wina. To on to sprawił. Poprawiła kołnierzyk odrzuciła włosy do tyłu. Ruszyła do drzwi i wróciła na swoje stanowisko. To był zakręcony dzień.

    Margaret

    OdpowiedzUsuń
  27. Maria posłała mu wdzięczny uśmiech i upiła łyk whiskey. - To nie tak, że nie chce byś się wtrącał i tak już bardzo dużo mi pomogłeś za co jestem ci cholernie wdzięczna, ale Steven tak zmienił mój tok myślenia, że sama już nie wiem co jest dla mnie dobre - mruknęła, po czym po chwili namysłu zsunęła ze swojego ramienia ramiączko od sukienki, a po chwili spod stanika wydobyła pendrive. - Zabrałam to Stevenowi przed ucieczką. Tutaj są nagrania z domu z ostatniego miesiąca, jest na nim wszystko co się działo. Nic przyjemnego, ale sądzę, że się przyda - dodała i podała drżącą dłonią Grantowi pendrive.

    OdpowiedzUsuń
  28. No właśnie, to był jeden w tych dni, a później wieczorów. Dni, kiedy właściwie snuła się po mieszkaniu, bo do pracy nie musiała iść, choć w efekcie i tak już się za nią zabierała, nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Samotność ogólnie Virginii nie służyła, a już zwłaszcza w takich chwilach, kiedy to Grant wychodził sobie rano bez słowa, a potem nie wracał cały dzień. Raz, że się martwiła, czy aby nic mu się nie stało, czy czasem znów się w coś nie wpakował, a dwa, że nie cierpiała myśli o tym, że być może jest tam gdzieś z jakąś kobietą i pije, a jeśli wypije za dużo, to całkiem dobrze wiedziała, jak to się zwykle kończy. To były naprawdę koszmarne dni. Nie mogła wtedy usiedzieć w miejscu i praktycznie chodziła po ścianach. Z bezsilności i niepewności. Tyle razy próbowała się czymś zająć, nawet zamierzała nadrobić zaległości lekturowe, więc siadała i czytała, jak to zresztą miała kiedyś często w zwyczaju, jednak nawet na tym nie potrafiła się do końca skupić.
    Najlepszym rozwiązaniem dla niej byłoby chyba zemszczenie się na Grancie, choćby tylko w głowie. Powinna wtedy od razu pójść do Vanilla Unicorn i poszukać Skyler, a potem zrobić z nią coś, czego później i tak by żałowała, jak zawsze. Bo za każdym razem miała wyrzuty sumienia, a potem i tak robiła to samo.
    Najgorsze w tym wszystkim było chyba to, że nigdy nie miała pojęcia, kiedy Grant w ogóle raczy wrócić. Albo raczej, czy w ogóle wróci. Choć nie do końca, była przecież pewna, ze wróci, za każdym razem wracał, tylko nigdy nie wiedziała kiedy. Czy nie będzie go tylko jeden dzień, czy trzy, a może cały tydzień albo i dwa tygodnie.
    Wieczorem siedziała dosłownie jak na szpilkach. Niby z książka na kolanach, ale tę samą stronę czytała już chyba ósmy raz, bo za każdym okazywało się, że nic nie zrozumiała z przeczytanego tekstu. Opuściła ją, słysząc chrobotanie przy drzwiach i przeniosła na nie wzrok, a kiedy w progu pojawił się Grand, niemalże poderwała się z fotela.
    Widząc w jakim jest stanie, na początku ogarnęła ją wściekłość. Była jednak chwilowa, bo przecież Virginia Madrigal była na tyle inteligentną osobą, że wiedziała, iż nie ma sensu dyskutować z kimś, kto ma w żyłach większą ilość alkoholu niż krwi. Nakazała sobie zatem spokój i tylko podeszła bliżej do niego.
    - Znowu? – mruknęła tylko, bez pewności, że w ogóle ją usłyszy i cokolwiek do niego dotrze.
    Zatrzasnęła drzwi, a potem schyliła się, aby tak po prostu pomóc przy zdejmowaniu butów. Następnie chwyciła Granta za ramię, zdecydowanym ruchem ciągnąc w stronę sypialni. Zdecydowanie miała zbyt dobre serce i nie reagowała w stereotypowy sposób zakładający awanturę od progu. Ale to naprawdę nie miałoby teraz sensu. Miała zamiar nagadać mu rano i wszystko wyrzucić, kolejny raz zresztą. A już na pewno nie miała zamiaru współczuć mu z powodu kaca, który go nieuchronnie czekał.

    OdpowiedzUsuń
  29. [Chęć na wątek jest zawsze, aczkolwiek pokusiłabym się o jakieś rozwinięcie ich relacji, żeby nudno nie było. Wielkiej dramy nie oczekuje, ale może czegoś na kształt przyjaźni, takiej na stopie szef-pracownica? Niby Grand na misia mi nie wygląda ani nim tym bardziej nie jest, co wyczytałam już z karty, jednak zawsze można ponaginać zasady. Ewentualnie nieco ochłodzimy ich relacje... Coś postaram się wymyślić, nie chcę ci tylko zepsuć koncepcji postaci :)]

    Maya

    OdpowiedzUsuń
  30. Wirginia bardzo dobrze zdawała sobie sprawę z tego, że Grant zupełnie niczego nie ogarnia ani nie kontaktuje, więc nawet nie podejmowała prób dotarcia do niego. Tak naprawdę przerabiali to już tyle razy wcześniej, że nabrała pewnego doświadczenia i wiedziała już, co powinna robić. Głównym celem było jak najszybsze wpakowanie go do łóżka. Pewnie będzie chrapał, pewnie będzie śmierdział i chuchał jej alkoholem, ale przynajmniej była o tyle spokojna, że był w domu i nie szwendał się po nocy gdzieś po jakichś podejrzanych lokalach albo mieszkaniach różnych kobiet. Dojrzała ślady szminki, a jakże, nie był to jednak odpowiedni moment na komentowanie tego i dyskutowanie o tym, chociaż, nie ukrywajmy, zabolało ją to. Bo przecież chciała być jedyna i nie odpowiadało jej to, że Ward z taką łatwością oddaje się innym kobietom.
    Pomogła mu się rozebrać byłoby zbyt słaby określeniem, bo praktycznie musiała to zrobić sama, nie był zbyt skory do współpracy. Wymruczała tylko ciche „wiem, wiem” w reakcji na to, co powiedział, a potem wpakowała go do łóżka. Zasnął w ciągu minuty.
    Chciało jej się ryczeć. Tak zwyczajnie, najchętniej by się rozpłakała. Nie miała jednak na to nawet siły, więc tak naprawdę pozostawało jej tylko położenie się po drugiej stronie łóżka z zamiarem zaśnięcia. Z odrobinę większym spokojem w głowie niż jeszcze kilkanaście minut wcześniej, choć do całkowitego spokoju i zadowolenia było jej bardzo, ale to bardzo daleko. Fakt, miała problem z zaśnięciem, jednak w końcu jej się to udało.

    OdpowiedzUsuń
  31. Virginia standardowo wstała zbyt wcześnie, ale wychodziła z założenia, że przewracanie z jednego boku na drugi, nie mogąc zasnąć, jest i tak bez sensu. Słyszała, jak Grant wstaje, akurat siedziała w kuchni, przeglądając poranną gazetę, jednak nie zareagowała. Przecież nie powinna mu nadskakiwać, niech cierpi, skoro chciał.
    Kiedy wszedł do kuchni, akurat nalewała sobie mleka do szklanki, stojąc przy lodówce. Nie odzywała się, bo w obecnej chwili nie miała do powiedzenia nic mądrego. Wiedziała, że awantury i wyrzucanie wszystkiego nie odnoszą skutku, więc czekała na jakikolwiek ruch, jakiekolwiek słowo, nie komentując też złośliwie tego, co Grant robił, choć pewnie znalazłaby w głowie kilka niewybrednych komentarzy dotyczących jego aktualnego stanu i związanego z tym pragnienia.
    Faktycznie, pytanie o to, czy jest zła, należało do gatunku tych retorycznych, nie pofatygowała się więc, aby odpowiedzieć, bo to przecież było oczywiste. Była zła. Choć nie tak bardzo, jak byłaby kiedyś, dawniej. Teraz była takimi sytuacjami bardziej znużona i zmęczona.
    - Po co miałabym iść do Skye? – spytała, z prawdziwą nutą zdziwienia w głosie. Żeby zrobić mu złość? Nie, przecież to nie było w jej stylu. Powinien to wiedzieć.
    Odstawiła karton z mlekiem na blat i dopiero wtedy uniosła głowę, aby w ogóle zaszczycić Granta swoim spojrzeniem.

    OdpowiedzUsuń
  32. - Nie uciekam do niej – syknęła; nie wiedzieć czemu, tak ją to dziwnie rozzłościło. Bo dlaczego jej zarzucał coś takiego? Fakt, mogło to tak wyglądać czasami, ale rzeczywistość była trochę inna.- Chodzę do niej dlatego, że mam ochotę, nie po to, żeby ci zrobić na złość albo się zemścić – z powrotem chwyciła karton z mlekiem, ale teraz po to, aby zrobić coś z rękami, a to był najlepszy sposób, żeby czymś się zająć, czyli po prostu schować mleko do lodówki.- Nie zniżam się do tego poziomu. Tobie by to pewnie odpowiadało, w końcu mógłbyś sobie wtedy swobodnie hasać, nie przejmując się mną. Szkoda, że i tak się nie przejmujesz. W czym te wszystkie kobiety są ode mnie lepsze, no w czym!? – karton wylądował z lodówce, a drzwiami od niej Virginia dosłownie huknęła. Za mocno, bo aż się biedna lodówka zatrzęsła.- Zadowolony jesteś z siebie? I z tego, że ranisz osobę, która cię kocha i zrobi dla ciebie wszystko?
    I to był chyba największy błąd. Tak otwarte przyznawanie się, jak wiele mogłaby zrobić dla Granta. Gdyby nie miał tej pewności, może czułby się odrobinę zagrożony i zachowywałby się lepiej.

    OdpowiedzUsuń
  33. Sięgnęła po szklankę wypełnioną mlekiem, ale kiedy usłyszała, co takiego Grant powiedział, zamiast ją złapać tylko ją trąciła, zwyczajnie zaskoczona. Wszystko się wylało, ale nie zwróciła na to uwagi, bo patrzyła tylko na Warda z wyraźnym niedowierzaniem.
    - Zwariowałeś? – tylko na tyle było ją stać w tym momencie.
    Przecież już sobie raz „odpoczywali od siebie” i wiedział, jak to się skończyło. A właściwie jak oboje to przez ten czas przeżywali. Gdzie optymistyczne myślenie, że wszystko się ułoży? Poza tym, jak niby to sobie wyobrażał? Nie mogła pozwolić na to, aby coś mu się stało albo mu się pogorszyło przez to, że będzie sam, bo sam sobie z tym ewidentnie nie radził.
    - Jaja sobie robisz czy co? – to na pewno nie było pytanie na poziomie, ale naprawdę nie wiedziała, co innego, mądrzejszego mogłaby w tym momencie powiedzieć.
    Najlepiej by zrobiła, próbując od razu odwlec go od tego pomysłu, mówiąc, że wszystko jest okej i w końcu się poukłada, ale jakoś nie potrafiła się na to na razie zdobyć. Choć przecież naprawdę, naprawdę wierzyła w to, że kiedyś nareszcie wszystko będzie dobrze i być może nawet doczekają się i tych dzieci, i nieznośnego psa.

    OdpowiedzUsuń
  34. Maria wstała powoli z kanapy i wzięła od niego ubrania. - Dziękuję - mruknęła, po czym posłała mu pełne wdzięczności spojrzenie i udała się do łazienki, gdzie z trudem zdjęła z siebie ubrania. Spojrzała na swoje odbicie w lustrze, a mimowolnie po jej policzkach spłynęły łzy, załkała cichutko. Nienawidziła siebie za to, że dała sobą przez tyle lat pomiatać. Odkręciła wodę, by nie słyszeli jak płacze, a po chwili weszła pod jej ciepły strumień. Pozwoliła, by ta zmyła trudy ostatniego ciężkiego okresu w jej życiu. Woda spływająca po jej ciele przybrała różowawy kolor. Spędziła pod prysznicem dobre pół godziny. Po wyjściu z łazienki jej blond włosy lśniły, skóra przybrała prawidłowy odcień nie licząc siniaków i zadrapań. Czuła się lepiej psychicznie, ale nie fizycznie.

    OdpowiedzUsuń
  35. - Zwariowałeś – to już nie było pytanie, to było stwierdzenie faktu.
    Była przerażona, jednak całkiem dobrze udawało jej się to na razie ukrywać. Takie wyjście brzmiało sensownie, argumenty zgodne z prawdą i niby na plus, jednak oprócz tego, mimo wszystko, istniał jeszcze szereg argumentów przeciw, z czego najważniejszym było samo to uczucie, którym darzyła Granta. Jak w ogóle mógł teraz zaproponować coś takiego?
    Pokręciła głową, nadal z niedowierzaniem.
    - Połóż się jeszcze na trochę i odpocznij, a potem porozmawiamy. Teraz chyba sam nie wiesz, co mówisz – brzmiało chyba odrobinę niemiło, ale to naprawdę wydało jej się najlepszym rozwiązaniem w tym momencie. Żeby jeszcze się zdrzemnął, dobrze mu to zrobi, choćby dla fizycznego samopoczucia. A tę rozmowę można było odwlec jeszcze na jakiś czas.
    Naprawdę wierzyła, ze jest w stanie mu pomóc i zamierzała to zrobić. Choć, być może, nie powinna. I już dawno mogłaby dać sobie z nim spokój. Ale serce przecież nie wybiera.

    OdpowiedzUsuń
  36. Jasne, wątek jak najbardziej mi pasuje, możemy jednak zrobić tak, że ona nie odezwie się słowem w sprawie Portii. Przyjdzie do szefa z papierami, chcąc jak najszybciej uciec z jego gabinetu, a on wtedy delikatnie zacznie temat, który jest dla niej tak drażniący i się zacznie. ;)
    Jaka długość wątków, mam rozpocząć?


    CASSIDY BOIS

    OdpowiedzUsuń
  37. [doberek ;) Szef wydaje się straszny xDD nie bije? ;)]

    Merry

    OdpowiedzUsuń